wtorek, 27 października 2015

#8 Zagrażające poronienie?

Będąc na wizycie kontrolnej w 17/18 tygodniu ciąży dowiedziałam się, że zostaje skierowana do szpitala i mam się zgłosić najpóźniej następnego dnia czyli w piątek. Włosy stanęły mi dęba kiedy usłyszałam zagrażające poronienie. W piątek rano zgłosiłam się na izbę przyjęć. Czas płynął bardzo wolno, nie miałam już siły nawet siedzieć. Na szczęście koło południa w końcu nadeszła moja kolej i zostałam przyjęta. Standardowo skierowanie, wywiad, badanie…No właśnie badanie, takiego pobrania wymazu jeszcze nie widziałam, ciach rękawiczką o szkiełko i gotowe. Na samą myśl chce mi się śmiać, bo jednak do tej pory dane mi było widzieć i doświadczać tego w sposób prawidłowy, określony pewnymi standardami, ale pomyślałam ok tym razem to przemilczę. Została mi przydzielona sala, na OCP-ie nie było miejsca wiec wcisnęli mnie na ginekologię z przesympatyczną starszą Panią.
Wszystkie potrzebne mi rzeczy rozpakowałam, czekając aż któraś z Pań położnych poprosi mnie na pobranie krwi i zaznajomi mnie z topografią oddziału/szpitala. Co prawda odbywałam w tym szpitalu praktyki, ale nie na tym oddziale wiec nie wiedziałam co gdzie jest, a dodatkowo w szpitalu odbywał się remont wiec było trochę zmian. Niestety, jak zwykle nie było mi to dane. Sama wybrałam się do dyżurki zapytać czy zostanie mi pobrana dzisiaj krew. Chyba nie trafiłam na dobry moment, ale dowiedziałam się, że nic takiego mnie tego dnia nie czeka. Dobrze, że poszłam, bo mój brzuch pilnie domagał się jedzenia. Na szczęście w bufecie można było kupić pyszne bułki, już nie pamiętam kiedy ostatnio jadłam takie dobre. Tyle się naczekałam, że chyba wszystko by mi smakowało tego dnia.
Następnego dnia-sobota obchód lekarz pyta gdzie jest moje USG. Ja niestety nie mogłam mu pomóc, bo nikt nic takiego mi nie zrobił. Na twarzach personelu ujrzałam zdziwienie. Po kilku godzinach poproszono mnie na USG lekarz spojrzał na mnie i był lekko zdziwiony jak powiedziałam mu, że jestem ciężarna. Tym prazem trafił mi się bardzo sympatyczny lekarz, zapytał czy znam płeć
, jednak stanowczo odpowiedziałam, że nie i nie chce znać, a On tylko spojrzał z uśmiechem i powiedział 'bo dobrze widać' Nie powiedział mi oczywiście co widzi, ale odebrałam to jakby to był chłopiec. 
W dniu przyjęcia chyba o mnie zapomnieli,ale nie miałam zamiaru robić z tego powodu afery. Jednak myślałam, że skoro zostałam już skierowana z takim podejrzeniem to zajmą się mną i dzieckiem profesjonalnie. Tego dnia zaczęły się również skurcze, nie powiem byłam już naprawdę przestraszona moim stanem. Zwiększono mi dawki leków. Zamiast 4 brałam już 6 lutein. Jednak nic to nie dawało przez następne dni zgłaszałam dalsze stawianie się macicy, zalecano mi leżeć i brać leki. Jednej nocy czułam, że skurcze są częściej, ale przecież była noc, lekarze śpią, dostałam ziołowy syrop na sen. I tak mijały dni, a ja leżałam z tymi skurczami, aż w końcu którejś nocy była naprawdę miła położna i zadzwoniła do lekarza. Podano mi dodatkowe leki po których poczułam się trochę lepiej.
Po tygodniu pobytu w szpitalu wypisano mnie, w sumie nie wiem po co tam leżałam skoro leżeć i przyjmować leki mogłam w domu. W końcu wypisano mnie z nadal utrzymującymi się skurczami, ale w wypisie nie ma o tym mowy, a wręcz przeciwnie. Szyjka macicy jak to powiedział lekarz nie jest jeszcze taka zła. Ja chyba nie mam szczęścia patrząc na to jakie miałam przeżycia w szpitalach.
Jednak staram się myśleć pozytywnie i że będzie lepiej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz