Będąc na wizycie kontrolnej w 17/18 tygodniu ciąży
dowiedziałam się, że zostaje skierowana do szpitala i mam się zgłosić
najpóźniej następnego dnia czyli w piątek. Włosy stanęły mi dęba kiedy
usłyszałam zagrażające poronienie. W piątek rano zgłosiłam się na izbę przyjęć.
Czas płynął bardzo wolno, nie miałam już siły nawet siedzieć. Na szczęście koło
południa w końcu nadeszła moja kolej i zostałam przyjęta. Standardowo
skierowanie, wywiad, badanie…No właśnie badanie, takiego pobrania wymazu
jeszcze nie widziałam, ciach rękawiczką o szkiełko i gotowe. Na samą myśl chce
mi się śmiać, bo jednak do tej pory dane mi było widzieć i doświadczać tego w
sposób prawidłowy, określony pewnymi standardami, ale pomyślałam ok tym
razem to przemilczę. Została mi przydzielona sala, na OCP-ie nie było miejsca
wiec wcisnęli mnie na ginekologię z przesympatyczną starszą Panią.
Wszystkie potrzebne mi rzeczy rozpakowałam, czekając aż
któraś z Pań położnych poprosi mnie na pobranie krwi i zaznajomi mnie z
topografią oddziału/szpitala. Co prawda odbywałam w tym szpitalu praktyki, ale nie na
tym oddziale wiec nie wiedziałam co gdzie jest, a dodatkowo w szpitalu odbywał
się remont wiec było trochę zmian. Niestety, jak zwykle nie było mi to dane.
Sama wybrałam się do dyżurki zapytać czy zostanie mi pobrana dzisiaj krew.
Chyba nie trafiłam na dobry moment, ale dowiedziałam się, że nic takiego mnie
tego dnia nie czeka. Dobrze, że poszłam, bo mój brzuch pilnie domagał się jedzenia.
Na szczęście w bufecie można było kupić pyszne bułki, już nie pamiętam kiedy
ostatnio jadłam takie dobre. Tyle się naczekałam, że chyba wszystko by mi
smakowało tego dnia.
Następnego dnia-sobota obchód lekarz pyta gdzie jest moje
USG. Ja niestety nie mogłam mu pomóc, bo nikt nic takiego mi nie zrobił. Na
twarzach personelu ujrzałam zdziwienie. Po kilku godzinach poproszono mnie na USG lekarz spojrzał na mnie i był lekko zdziwiony jak powiedziałam mu, że jestem ciężarna. Tym prazem trafił mi się bardzo sympatyczny lekarz, zapytał czy znam płeć